Obiecałem, że zajmę się innym zbiorem Fernando Pessoa: „Poezje zebrane Alberta Caeiro"*, który jest dziełem heteronim Pessoa. Dzięki powołaniu do życia odrębnego poety Alberta Caeiro możliwe było zaprezentowanie wyrazistego podejścia do świata i siebie samego, niekoniecznie wyrażającego jedyny i całościowy światopogląd Pessoa. Mógł zatem swobodnie przedstawić koncepcję, która w całości może podobać się czytelnikowi, a może też wywoływać sprzeciw, po części zgadzając się z Caeiro a również nie zgadzając.
„Nie mam filozofii, mam zmysły..."** napisał Alberto Caeiro i zawarł w tych kilku słowach całą prawdę o istocie jego poezji. W liście do Adolfa Casaisa Montero (1908-1972) portugalskiego poety, prozaika i krytyka, Pessoa ujawnia genezę swoich heteronimów. I cóż Caeiro narodził się niespodziewanie, jako dziecko ekstazy pisarskiej. „8 marca 1914 roku – podszedłem do wysokiej komody i wziąwszy papier, zacząłem pisać na stojąco, jak piszę zawsze, kiedy tylko mogę. I od ręki napisałem trzydzieści kilka wierszy (...) Zacząłem od tytułu Strażnik trzód. A następnie pojawił się we mnie ktoś, komu od razu nadałem imię Alberto Caeiro. Proszę wybaczyć mi absurdalność zdania: pojawił się we mnie mój Mistrz."
„Caeiro blondyn i blady, niebieskie oczy, (...) nie odebrał prawie żadnego wykształcenia – tylko szkoła podstawowa; wcześnie odumarli go i ojciec i matka i postanowił zostać w domu, żyjąc ze skromnej renty." To tłumaczy dlaczego w wierszach Caeiro nie spotykamy żadnych archetypów, brak odwołań do mitów, nie ma ani cienia uznania dla mistrzów słowa, którzy zapełnili Ziemię swoimi osobowościami i biblioteki swoimi słowami. Jest tylko to co w zasięgu wzroku, czego można dotknąć, czym odetchnąć. Natura w swoim ogromnym i natarczywym wydaniu, żadnych innych świętości.
„Nigdy nie strzegłem trzód, / Ale jest tak, jakbym strzegł. / Moja dusza jak pasterz / Poznała wiatr i słońce. /.../ Cały spokój Natury bez ludzi / Przysiada u mego boku." Oto już w pierwszych wersach Strażnika trzód wyraża się istota rozumienia świata i istota poezji powołanej do opowiedzenia tego co widać i tego, jak to jest odczute.
To jest niewątpliwie poezja jakby napisana współcześnie, wolna od gorsetu norm, od zatruwających wyobraźnię odkryć formalnych dokonanych już wcześniej przez pisarzy świata. Nie ma w niej żadnych konotacji historycznych, bo drzewo to drzewo, kamień to kamień, droga do horyzontu to droga do horyzontu. Czytając Caeiro nie doznajemy bólu, lecz ukojenia, nie ma nic pokrętnego, co może być wyłącznie dziełem człowieka, a jest prostota dnia, nocy, ziemi i nieba. I jest zwyczajne pragnienie, które łatwo pojąć i które jest udziałem każdego czującego człowieka.
„Gdybym mógł ugryźć całą ziemię / I poczuć jej smak, / I gdyby ziemia była czymś, co można ugryźć, / Byłbym szczęśliwszy przez chwilę... / Lecz ja nie zawsze chcę być szczęśliwy." Te słowa zapadają wprost w samym centrum odczuwania, nie budzą wątpliwości, wydaje się kok po kroku, że nie może zdarzyć się nic co zburzyłoby istniejący spokój. „Dlatego przyjmuję szczęście z nieszczęściem / Naturalnie, jak człowiek niedziwiący się, / Iż istnieją równiny i góry / I że istnieją skały i trawa...".
Człowiek niedziwiący się zjawił się przed czytelnikiem poezji Alberto Caeiro i rozwinął dywan słów opisujących to czego doznaje swoimi zmysłami, i co układa się jak pieśń pochwalna Natury. Jedynej rzeczywistej. „Jak wielki kleks brudnego dymu / Zachodzące słońce zastyga na zostających chmurach. / W bardo spokojny wieczór dobiega z daleka niejasny świst / Pewnie odległego pociągu. // W tej chwili nachodzi mnie niejasna tęsknota /i niejasne, przyjemne pragnienie, / Które zjawia się i przemija."
Prostolinijność Alberto Caeiro, jasna, nieskomplikowana – wydaje się – natura, dziś może być widziana jako remedium na nasz „zwariowany" świat, na opętanie komunikacyjne, obłęd sieci, na odczłowieczający nadmiar cywilizacyjny. Czy jest możliwe opanowanie tej umiejętności przebywania na Ziemi, gdzie się ją da urzeczywistnić, w miejskiej aglomeracji, czy na jakimś odległym niezurbanizowanym kawałku, cyplu, wyspie. na łódce przepływającej przez jezioro?
„Tamta pani ma fortepian, / Który jest przyjemny, lecz nie jest płynącą rzeką / Ni szelestem liści drzew... // Po co komu fortepian? / Lepiej mieć uszy / I kochać Naturę."
Czy to aby nie jest przejaw naiwności? Poeta może być nawet dzieckiem, opisuje świat i tworzy go własnym językiem. Ten świat tak czy inaczej jest wyjątkowy. Caeiro przeprowadza po nim lekkim krokiem, bez najmniejszego bólu, troski i wahania. Dotyczy to nawet śmierci.
„Strach przed śmiercią? / Zbudzę się w inny sposób, / Może ciało, może ciągłość, może odnowiony, / Ale się zbudzę. / Skoro nawet atomy nie śpią, dlaczego tylko ja mam spać?"
Możemy spokojnie przyjąć Mistrza Alberto Caeiro takim jaki jest. Nieskomplikowana odsłona Fernando Pessoa. „Śnieg rozpostarł na wszystkim cichy obrus. / Słychać tylko to, co dzieje się w domu. / Zawijam się w koc i nie myślę nawet o myśleniu. / Czuję zwierzęcą przyjemność i leniwie rozmyślam, / I zasypiam nie mniej bezużyteczny niż wszystkie działania na świecie".
____________________________
* Fernando Pessoa, Poezje zebrane alberta caeiro, Wydawnictwu Czuły Barbarzyńca PRESS, Warszawa
** Cytaty kursywą