Nie było przypadkiem, że natrafiłem na Teatr Bonnefoy' a wydrukowany w Poezji w 1967 roku, ponieważ celowo czytywałem ten nieistniejący już miesięcznik. I kiedy Teatr rozpoczynał się:
Widziałem cię biegnącą po tarasach,
Widziałem cię walczącą z wiatrem.
Chłód krwawił na twoich wargach.*
zacząłem równocześnie moją podróż wewnętrzną przez świat Bonnefoy' a. Przez podziemny świat egzystencji Douve, która zawładnęła najpierw umysłem poety, a przez jego słowo – moim.
Nie można przejść obojętnie,
Budzę sie, pada deszcz. Wiatr przenika cię, Douve, żywiczna
łąko uśpiona przy mnie.*
I konsekwentnie przeniknie ją rzeczywistość śmierci, możliwa do opisania i zinterpretowania, do cielesnego przeżycia.
Widzę leżącą Douve. W szkarłatnym mieście powietrza, gdzie na jej twarzy zwalczają się gałęzie, gdzie korzenie drążą sobie drogę w jej ciele, promienieje skwierkliwą radością owadów, przerażającą muzyką.
W czarnym progu ziemi spustoszona Douve łączy się tanecznie z węźlastym brzuchem płaskowzgórzy.
Przez wiele lat twórczość Bonnefoy' a nie była dostępna (oczywiście przez brak zainteresowania wydawców). Tymczasem historia Douve, przeżyta przez Bonnefoy' a i wystawiona nam, utkwiła we mnie niby ość, której już nie byłem w stanie wyjąć. Rosła we mnie, dojrzewał jak wino, jak smak dawno poznany, za którym tęsknimy.
Teraz wąwóz do ust przenika,
Teraz pięć palców w losach lasów się rozprasza,
Teraz dawna głowa tonie w trawach,
Teraz pierś gnie się pod ciężarem śniegu i wilków,
Oczy tchną wiatrem na podróżnych śmierci i to my na tym wietrze teraz w tej wodzie w tym zimnie.*
Wreszcie udało mi się nabyć wydaną w 1996 roku przez C&D International Editors, książkę POEZJE Yves Bonnefoy' a**, w tłumaczeniu Adama Wodnickiego.