Zadebiutowała w 2011 r. tomikiem Szklana rzeczywistość, w następnym roku wydała Analizę uczuć i kolejne w języku polskim i angielskim, dla czytelników Wielkiej Brytanii i USA. Wiele uwagi i czasu poświęca propagowaniu polskiej poezji współczesnej na świecie, współrealizując antologie przeznaczone dla odbiorców obcojęzycznych. Czytelnikom Shyhty przybliżamy tę Autorkę poprzez pięć wierszy z jej ostatniej książki Złodziejka snów.
człowiek doskonały
spóźniona
wpisałam się do Czerwonej Księgi gości.
wyszli zanim zdążyłam ich poznać
jestem sama na ogromnej sali
żal – nie zobaczę ich nigdy
drzewa z amazońskiej puszczy
odeszły szumiąc
parę liści na ziemi
odleciały kolorowe ptaki
kilka piór
ssaki i ryby zniknęły
trochę sierści i łusek
smutna planeta
czuję się samotna
ja – człowiek doskonały
Złodziejka snów
Milczałam, uśmiechałam się i nigdy o nic nie prosiłam.
Nie spodziewałeś się, że zabiorę sama, bez pozwolenia.
Byłam za blisko, a wszystko było na wyciagnięcie ręki.
Jak złodziejka ukradłam twoje spojrzenia i samotność.
Myśli zawiązałam w liczne supełki, powstała gęsta sieć,
Utkałam z marzeń łagodny zarys kobiecej postaci.
W oczach rozpaliłam iskierki namiętności, zapłonął ogień.
Otuliłam nas słodkim zapachem kwiatów we włosach
i poszybowaliśmy w kierunku wielu, odległych nocy.
Dzień nie ma prawa wstępu na dno przepastnej głębiny.
To miejsce, w którym zasypiają kontury czarnych cieni.
Tylko na dnie czeluści można zobaczyć sny i blask gwiazd.
Jesteś z dzielnego Marsa, ja z pełnej uroku Wenus.
Dalekie planety to jasne punkty na niebie pełnym czułości.
Nasze słowa i dłonie przyciągają się z siłą grawitacji życia.
Cuda świata
Nigdy nie byłam na Hawajach.
Nie dla mnie tańczą na wietrze palmy,
Promienie słoneczne nie głaszczą skóry,
Nie wypływa z serca ziemi gorąca magma.
Nie widziałam kolorowych kolibrów
Zawieszonych jak żywe klejnoty na kwiatach.
Wokół mnie nie latają egzotyczne motyle,
Podobne do wachlarzy japońskich gejszy.
Nie wspięłam się po stopniach antycznych piramid.
Nie widziałam skarbów faraonów i świątyni Amona.
Nie potrafię zatańczyć flamenco
I nie mnie owija delikatne, hinduskie sari.
Amazonia nie otworzyła wrót do zielonego raju
Bezlitosna tundra nie powiodła do białego piekła.
Ocean nie pozwolił odkryć podwodnego skarbca,
A delfiny nie bawiły się na grzbietach morskich fal.
Nie spotkałam wiecznej miłości szczęśliwej,
Ale to nie oznacza, że jej nie ma
Spadek
Zostawił na koncie cyfrę.
Zapomniał o celu istnienia, stracił równowagę.
Niezrealizowane marzenia zamroził w kwotach.
Mówił – potem, kiedyś, któregoś dnia.
Wyparł ze świadomości śmierć i kruchość bytu.
Zleciało się czarne stado żałobników,
Każdy chce byś krukiem, wyszarpnąć kawałek.
Parę gorzkich łez, reszta to gra pozorów.
W myślach dzielą, dodają, planują.
Rozlecą się w różne strony, bogatsi o parę zer.
Elegancki notariusz – mistrz ceremonii.
Monotonnym głosem czyta ostatnią wolę.
Za chwilę nic nie zostanie z dorobku wielu lat,
Podzieli życie na części ułamkowe.
Kamień na skrawku ziemi będzie pożegnaniem
Sonety dla Laury w muzeum starożytności
Chcieli żyć wiecznie – wśród bogów, równi bogom
Kazali wyryć imiona na kamiennych stelach,
Aby przetrwały zaklęte w hieroglifach -odporne na deszcz i wiatr.
W ostatnią podróż zabrali potrzebne i cenne rzeczy.
Starannie przygotowani przekroczyli progi wieczności.
Patrzą na mnie zdumione, ciemne oczy z sarkofagów.
Nie tak wyobrażali sobie raj i spotkanie z przeznaczeniem.
Księga zmarłych nic nie mówiła o tłumach zwiedzających.
Klejnoty przepadły w gablotach i w kieszeniach złodziei.
Na pamiątkę po życiu zostały wysuszone ciała, stare bandaże.
Nikt nie wie dokładnie, jak wyglądała i kim była,
Może miała złote włosy.
Nie sądziła, że będzie ciepłym tchnieniem wiatru w wierszach.
Pokochał ją miłością wieczną – rozdzieliło życie, lecz nie śmierć.
Śpiew sonetów wzniósł ulotny pomnik, dał nieśmiertelność
Zostały słowa pieśni bardziej czytelne, niż kamienne piramidy.
Nie zrobiła nic, tylko istniała