Najpierw ostrzeżenie: będę pisał o czymś, na czym się nie znam. Ostrzeżenie należy się czytelnikowi, ponieważ zawsze staram się traktować go poważnie, co znaczy też – uczciwie. Uczciwie więc przyznaję, że będę pisał o książce Wiesława Łuki „Fakt jest święty”. Skoro fakt jest święty, uczciwie przyznaję, że jest faktem, iż nie byłem – jak dotąd – zagorzałym czytelnikiem reportażu. Moje doświadczenia ograniczają się do reportażu gazetowego , na który trafiałem tu i ówdzie, co owocowało tym, że recenzencko nie zajmowałem się tym gatunkiem. Jestem tutaj najpośledniejszym z amatorów. To jest sedno mego ostrzeżenia, Jedyny plus tej sytuacji, sytuacji debiutu wobec reportażu, to zupełna świeżość mego spojrzenia. Jej minus zaś to niebezpieczeństwo, że mogę wyważać otwarte drzwi. Staję zatem „nagi” przed książką Łuki, książką, w której autor dał mi szansę przyjrzenia się warsztatowi i myleniu dwudziestu swoich rozmówców, których warto wymienić: Janusz Adamowski, Hanna Bogoryja-Zakrzewska, Wojciech Giełżyński, Remigiusz Grzela, Jacek Hugo-Bader, Marek Jabłonowski, Wojciech Jagielski, Hanna Krall, Marek Miller, Konrad Piasecki, Barbara Pietkiewicz, Irena Piłatowska-Mądry, Janusz Rolicki, Monika Sieradzka, Jacek Snopkiewicz, Mariusz Szczygieł, Małgorzata Szejnert, Wojciech Tochman, Teresa Torańska, Stanisław Zawiśliński.
Otrzymujemy tu nie tylko panoramę nazwisk, ale i czasu. Najstarszy rozmówca Łuki, Wojciech Giełżyński, urodził się w roku 1930, najmłodszy, Remigiusz Grzela, w 1977, a reportaże rozmówców autora ukazują świat polskiego reportażu od pierwszych lat po wojnie po lata ostatnie, czyli ponad pół wieku! czy to mnie jest obraz panoramiczny? Aż chciałoby się zawołać naśladując komentarze do starych, panoramicznych właśnie, przekazów telewizyjnych: proszę nie regulować odbiorników. Ale Łuki regulować się nie da i nie warto. Warto natomiast wsłuchać się w przeprowadzane prze niego rozmowy i dać się samemu podregulować. Ja w każdym razie tak uczyniłem zamieniając się w słuch. I spróbuję powiedzieć, com usłyszał.
Oto już w pierwszej rozmowie (Z Januszem Adamowskim) Łuka stawia pytanie: „Przed kilku laty stwierdził Pan przed studentami pytanie: czy media to czwarta, czy pierwsza władza. Jaka jest dzisiaj Pańska odpowiedź?” Jeżeli uwzględnimy, że książka pochodzi z 2014 raku, a więc wszystkie zawarte w niej rozmowy odbyły się jeszcze przed zmianą polityczną w efekcie ostatnich wyborów prezydenckich i parlamentarnych, daje to możliwość śledzenia zmian, a nawet początków tego, co funkcjonuje hasłowo jako „dobra zmiana”. Oto odpowiedź Adamowskiego – a nie, nie, po nią odsyłam do książki. Tak jak i po porównanie Stacji BBC z mediami skandynawskimi i opcją za jednymi z nich do dobrego naśladowania.
Z kolei rozmowa z Hanną Bogoryja-Zakrzewską jest nie mniej pasjonująca i emocjonalna niż reportaże, o których rozmówczyni wspomina. Na przykład ten dotyczący niepełnosprawnych pływaków i ich trenera (po amputacji nogi, autorstwa Krystyny Melion). Bogoryja-Zakrzewska pokazuje, jak dobrzy reportażyści potrafią uczyć się od siebie, a przynajmniej się inspirować.
Rozmowę z Wojciechem Giełżyńskim warto poznać nie tylko ze względu na to, by poznać kulisy książki „Byłem gościem Chomeiniego” albo dowiedzieć się, na czym polegają różnice między rozmówcami widziane z perspektywy reporterskiego warsztatu, ale i dla takich ciekawostek jak wspomnienie o dobrym (bez cudzysłowu!) Bierucie.
Remigiusz Grzela, najmłodszy z rozmówców Łuki, musi zmierzyć się z takim choćby pytaniem: „Ciekawe, czy Twoje realizacje w kilku różnych formach dziennikarstwa i literatury w tym samym czasie nie prowadzą do galimatiasu? Czy raczej jedna forma uzupełnia lub napędza drugą?” Pozostając konsekwentny wobec własnego zamiaru oczywiście nie podam odpowiedzi. Natomiast nie omieszkam skorzystać z okazji, by zwrócić uwagę na granice lub nie (!) między gatunkami skoro pojawiła się bliska mi literatura.
Z rozmowy z Jackiem Hugo-Baderem zapamiętałem zdanie, że „Nie można się zająć reportażem bez własnych intensywnych doświadczeń, bez bycia wśród ludzi i ważnych wydarzeń.”, bo to daje rękojmię, że reportaż wtedy dopadnie nas swoją krwistością i autentycznością, a przecież nie wszystko, co prawdziwe, autentyczne jest ciekawe i zajmujące. A na przykład rozmowa z Markiem Jabłonowskim zatytułowana „Najważniejsze jest samodzielne myślenie” i samo stanowisko rozmówcy warto – wracając do wcześniejszej rozmowy – skonfrontować z wynurzeniami Adamowskiego pod także znamiennym tytułem „Misja i biznes”.
Wojciech Jagielski prezentuje inny niż część rozmówców pogląd na zależność między pracą reportera a emocjonalnością. Jedni opowiadają się za pisaniem emocjonalnym a inni odwrotnie. Którzy i dlaczego? To kolejny powód, by sięgnąć po książkę Wiesława Łuki.
W rozmowie z Hanną Krall pojawił się bardzo ciekawy wątek, nazwijmy go polityzacji dziennikarskiej profesji (a przynajmniej groźby polityzacji) w następującym fragmencie rozmowy:
„Łuka: Niektórzy reporterzy i krytycy literaccy mówią o magii reportażu, czego nie da się powiedzieć o wielu publicystach, którzy często łamią zasady etyczne kodeksu dziennikarskiego – manipulują słowem, faktem, upolityczniają teksty do upartyjnionej propagandy włącznie..
Krall: Znamienne jest, że żaden reporter nie zrobił kariery politycznej, natomiast wielu dziennikarzy i redaktorów zrobiło.”
Może warto o tym pamiętać śledząc świat medialny i jego przekaz?
Tyle już ciekawych rozmów (dobiegam do półmetka), ale rozmowa z Markiem Millerem wydała mi się najciekawsza z dotychczasowych (mam nadzieję, że to podniesie temperaturę czytelniczych oczekiwań) i wcale nie prze tak gorące jej fragmenty jak ten: „A potem podczas autoryzacji stwierdził, że popełni samobójstwo, jeśli ja wydrukuję to, co napisałem. Była godzina późnowieczorna, gdy przy mnie czytał tekst. Chodziło mu o wykreślenie dwóch kluczowych zdań. Oczywiście wykreśliłem. Powtarzam studentom: żadna książka nie jest warta czyjejś krzywdy, a nie daj Boże – czyjegoś życia.”
Wspomniałem o rozpiętej na półwiecze panoramie czasowej książki Łuki. Rozmowa z Konradem Piaseckim jest ciekawa i wciągająca choćby z tego powodu, że jest on wychowankiem najstarszego z rozmówców, Giełżyńskiego: „Pod okiem znakomitego patrona, redaktora Wojciecha Giełżyńskiego, uczyłem się podstaw zawodu w gazecie codziennej, która się jednak nie ukazała. Nauczyłem się za to docierać do informacji, odróżniać newsa od artykułu, wymyślać tytuły i pisać leady; wszystko w tempie.”
Z tych wszystkich rozmów niezależnie od różnić warsztatowych w podejściu do zawodu na pierwszy plan wybija się jedno – umiejętność znalezienia klucza do swego rozmówcy. Barbara Pietkiewcz dorzuca tu jeszcze jeden niebanalny aspekt, który nazwałbym odwagą i otwartością na to, że samemu można być wziętym na spytki. Oto stosowny fragment:
„Łuka: Mówisz, że między reporterem i bohaterem muszą obowiązywać jasne zasady. Jakie?
Pietkiewicz: Te zasady są i jasne i ciemne zarazem. Jeśli wchodzę do mieszkania babci Michałka dzięki użyciu takiego triku – a w każdej sytuacji są inne kładki, które przerzucam do bohatera tekstu – to zaczynam pytać o jej życie, a ona ma prawo zapytać o moje i ja jej o nim opowiadam; pojawia się nić sympatii, zrozumienia, zaufania z wyczuwalną nutą szczerości. To jest ta gra wstępna. Często i szybko słyszę zdanie kobiety czy mężczyzny: „Proszę pani, ale nikt przedtem ze mną tak nie rozmawiał, nawet kumpel czy przyjaciółka.” Oni szybko się orientują, że także mają prawo zapytać o moje osobiste sprawy, o sprawy trudne, wyczuwają, że mówię prawdę; mówię tak, by czuli moją sympatię, a nie czuli się przymuszani, a tym bardziej urażeni.”
A jak funkcjonuje warsztat reportera wobec rozmówcy można przekonać się „naocznie” czytając następujący fragment rozmowy z Ireną Piłatowską-Mądry:
„Łuka: Zauważasz ją czasami (próbę manipulacji – A.W.) w swoich bohaterach.. bo uciekają przed Tobą wzrokiem, tak jak Ty teraz przede mną?
Piłatowska-Mądry: Gdybym patrzyła ci w oczy – rozpraszałabym się. A przecież chodzi nam w tej chwili o precyzyjne formułowanie myśli. Prowokujesz mnie do szukania w pamięci przeszłych zdarzeń. Nie mogę się rozpraszać komunikatami, które płyną do mnie od ciebie, dlatego patrzę w bok lub w sufit. Ale kiedy rozmawiam z bohaterami, podczas nagrania całą uwagę skupiam na nim – słucham i obserwuję.”
Cóż, można dodać, że Łuka też, skoro to, co wyżej zauważył...
Warto jeszcze przy okazji tej rozmowy zauważyć, że niektóre nazwiska wracają u rozmówców jak dobre wzorce, choćby Krystyny Melion wymienianej już wcześniej (w rozmowie z Bogoryją-Zakrzewską).
Kolejna sprawa to wcale nie łatwe pytanie o funkcję reportażu, dokładnie pytanie, czy reportaż ma na celu zmienianie świat, czy tylko opisywanie go. Akurat zupełnie przeciwstawne odpowiedzi pojawiają si1) w dwóch kolejnych rozmówców, Moniki Sieradzkiej i Janusza Rolickiego, ale jaka u kogo, to już – konsekwentnie – odsyłam do lektury książki Łuki.
O zaangażowaniu, subiektywności (albo odwrotnie) wypowiadają się – jak wspomniałem – wszyscy rozmówcy. U Wojciecha Tochmana brzmi to tak: „Uważam, że reportaż nie może być obiektywny. Powinien być subiektywny; święte są tylko fakty, wydarzenia. Reportaż jest prawdziwy, ponieważ opowiada o faktach i ludziach, którzy naprawdę istnieją albo istnieli. Ale sposób widzenia i słyszenia tych faktów i ludzi jest mój. To moja obserwacja, moje emocje, moje refleksje. Opisuję świat uczciwie. Czyli tak, jak ja go zobaczyłem, usłyszałem, poczułem.”
Zakończę tę rekapitulację treści pytaniem Wiesława Łuki (z rozmowy z Tochmanem): „Reporter też ma wielką władzę nad bohaterem swego tekstu. Władza to przywilej, ale i odpowiedzialność – co reportażyście wolno a czego nie wolno?” To pytanie, w takiej czy innej formie, przebiega wskroś przez wszystkie rozmowy autora, a odpowiedzi dają istotny zarys etyki zawodu przełożonej na konkret relacji z poszczególnymi bohaterami i stającego przed reportażystami wyzwania, do które – co oczywiste – można się przygotować (o tym obowiązku rozmówcy Łuki wciąż przypominają), ale odpowiada się na te wyzwania w żywiole rozmowy, a to zasadnicza różnica!
Czego rozmowy Wiesława Łuki z bohaterami jego książki mnie uczą? Czegoś podstawowego, fundamentalnego, co najlepiej chyba ujęła Hanna Krall mówiąc: „Zawsze uważałam i uważam, że najcenniejszą dla reportera jest wiedza zamknięta w drugim człowieku, którą trzeba z niego wydobyć.” Nauczyła mnie ta książka, ze rozmowa z ludźmi nie jest sprawą ani łatwą, ani prostą, ani bezbolesną, gdy chcemy traktować swoich rozmówców poważnie, uczciwie i rzetelnie. A to nie jest wcale taka „oczywista oczywistość” w czasach rozszalałego gadulstwa mediów wszelakich.
Druga nauka dotyczy przygotowania do rozmowy. Zwróćcie uwagę na zadawane przez Łukę pytania – wszystkie są konkretne i dociekliwe, odczuwa się w nich i owo przygotowanie do rozmowy i poważne traktowanie swoich rozmówców. A prowadzenie rozmowy, która następnie ma być spisana, o, to dopiero doświadczenie, bo rozmawia się nam czasami dosyć łatwo, ale gdy taką nagraną rozmowę przelewamy na papier, wtedy okazuje się, jak ją prowadziliśmy, na ogół – jak źle!, mówię tu o swoich doświadczeniach. Wtedy „wyłażą” wszelkie niedoróbki o to, że tylko nam się wydawało, że byliśmy do rozmowy dobrze przygotowani. Dla mnie warsztatowo rozmowy Łuki, to, jak on je prowadzi, były lekcją pokory. Oczywiście nie znam proporcji między rozmową a jej ostatecznym tekstem, ale z wynurzeń rozmówców o pracy reportera wynika jednoznacznie, że po selekcji odpada 70-80% zebranego materiału! (Gdyby poeci, do których mi blisko, byli tak samokrytyczni wobec swego urobku....)
Tochman mówi, że „fakt jest święty”, to przykład doskonałej realizacji tego zalecenia. Łuka pokazuje, jak otwierać rozmówców, a przecież są oni bardzo różni, prezentują własne, często kontrastujące podejścia do zawodu, różne nastawienia do tego, o czym i jak warto pisać i rozmawiać, więc zadania wcale nie miał łatwego. Jedno natomiast na pewno łączy go ze wszystkimi bohaterami jego książki – profesjonalizm. To już wiem, lektura książki „Fakt jest święty” tego mnie nauczyła. Oraz – oprócz poznawczego zadowolenia – dała mi frajdę z obcowania z nienaganną polszczyzną w literackim działaniu.
Łuka pisząc o tym, o czym chciał napisać przypomniał nam mimochodem, że idzie o to, aby język giętki... itd. Naprawdę warto zagłębić się w przeprowadzone przez niego rozmowy.