Oglądam się za siebie. Nie powiększaj żalu
słowami. We mnie wzrasta zawartość
soli. Wypłynęła z obrazu bez ram.
W nowym miejscu czas rąbkiem apaszki
skrywa zapisane wcześniej historie.
Pompeje wciąż pod pyłem.
Zacierają się ślady.
Na piasku dobrze wyglądają
bursztynowe kamyki i muszle.
Wyłuskuję z nich powoli sens,
wypuszczam z dłoni.
Nie czekam na cud.
Rodzą się i spadają gwiazdy. Morze
po sztormie spokojnieje. Nowe miasta
zaczną się gnieździć w pustych
zakamarkach. Znaczone kartki
wypełnią pachnące żywicą szuflady.
Znów zaczną kwitnąć bzy, dojrzeją
maliny. W zakątki ogrodu
powróci śmiech dzieci. Tam jestem.