Przez kosmiczny rumosz
wzdłuż axis mundi
z dolnych źródeł
jesion czerpie,
potężnieje,
l-istnieje.

I coraz więcej istnień, woli, wyżyn,
na których wędrowcy pośród liści
tchną nowe zalążki, świetliste krople
otrząsają z okolicznych sklepień,
śpiewają hosanna i najświętsi mrą,
przeistoczeni osypują się w humus

Coraz dalej od pierwotnej myśli,
coraz więcej pamięci w perłach,
chińskich wazach, kosmodromach.
Na peryferiach korzenie oddechowe
w modlitwie o jeszcze, o nowe
księstwo koronne, bezgraniczne.

Tymczasem czas jesionu jest policzony,
podziemne rozłogi w symbiozie z nocą
czynnik końca przenoszą ku słońcu.
Zanim zostanie zakryte przez jesień
chcę pojąć biografię Boga ze słoi
w przekroju mojego trwania.