Nie każdy rodzi się Dedalem
- Autor: Joanna Turczyn
- Kategoria: Poezja
- Odsłon: 1642
nie zajmę ci wiele czasu
jednym spojrzeniem nie sposób
nim słowo spadnie na kartkę
nie zajmę ci wiele czasu
jednym spojrzeniem nie sposób
nim słowo spadnie na kartkę
Wokół liście
zamierają wiszą
pod powieką kołyszą
Mokną kobierce
miękkie cicho lgną
w chłonnym podwzgórzu
W ulistnionym oknie
ślepy ślad kropli na szybie
rozszczepia źrenicę
Osada bez osadników,
nocnych rybaków z dzikich łowisk,
miłości w koszulach rozgrzanych do białości
Osada na jawie
Najlżejsza w gałęziach brzozy,
żołędziem uderza głucho o ziemię,
w koleinie się płoży,
biodrami kołysze jesień.
Powietrze gęstnieje w jej woni,
chmura z życiodajnym deszczem ucieka
z gazelami za horyzont,
gdy mężczyźni z nią tańczą w agonii.
Siedzę na wózku.
Mam zdrętwiałe myśli.
Czuje niedowład ziemi.
Niedołężność zmyślonego wiatru.
Nic nie pcha mnie.
Nikt nie popycha.
W zgięciu kolana tkwi zraniony księżyc.
Achilles owinął stopę w pled.
Będę u wrót niebieskich.
Blisko krzyża północy – w Stø.
Blisko polarnej gwiazdy okrążonej Słońcem,
odległej o milion od eukaliptusowej nocy.
O tysiąc odległy od brzucha Parwati,
od tysiąca rąk Kali.
Sam na sam z białą górą –
z olśnieniem. W źrenicy.
pielęgnuje świty
mają smak maślanych bułeczek
gdy pustka wypełnia kieszenie
dzwoni każdą minutą
zapala znicz by mrok mógł odejść
Widać znane twarze w obcych,
bo celem ruchu nie jest ruch.
Pływa się, nieustannie pływa.
I chociaż człowiek, morski wilk,
myśli o białej fladze,
swoją wyspę musi znaleźć bez szukania.
Boju z falami nie poddaje,
nawet jeśli wie, że rozbije się
w nocnej burzy bez chmur.
Gdy z ruchu ryb odczyta wrażliwość wody,
przesłanie morza w szczerym płaczu,
wyśle list w butelce. A fale
przed tym okrutnie obojętne,
ockną się, aż się do niego nachylą,
wraki wynurzą skrzynie skarbów
i w zmarszczkach rozkwitnie piana,
gdyż przy spojrzeniu na lot ptaków,
jemu podobnych kompanów,
po drugiej stronie morza leży
inna o żeglugę wyspa.
Napisany nie z błahego powodu –
z impulsu.
Wygłębia się z przodu,
dokąd już nóg prawie nie wystarcza.
Zapadlisko w pociemniałej prawdzie
czarnymi skrzydłami zasłania
krzemowe ziarna schodów.
Dwudziestoletni więcej mają z wiatru,
który omiata szczyt i rozpruwa pierś,
wtedy z czystymi sercami, pełni hartu
hołubią Rimbauda wielką Morza pieśń.